niedziela, 6 grudnia 2015

Smutny obowiązek


I Nowi przyjaciele




     Bonnie usiadła pod drzewem i schowała twarz w dłonie. Jak można kogoś tak upokorzyć? I jeszcze nie prywatnie, tylko w barze. Gdyby tylko nie była tam sama, skazana na siebie to może inaczej potoczyłaby się ta cała sytuacja. 
     Westchnęła cicho, wiedząc, że te łzy, spływające po policzkach na nic się nie zdadzą. Ona musi się po prostu odegrać, aby nie pokazać, że jest słabą wiedźmą, którą ten wampir może sobie pomiatać. I jeszcze Jeremy! Jak on mógł powiedzieć jej w barze, że woli April? Wiedział doskonale, że niedaleko siedzi pierwotny, który wszystko podsłuchuje. Później ją wyśmiał, a Jeremy, któremu tak ufała nawet nie kiwnął palcem, aby jej pomóc!
      Wstała i ruszyła w stronę swojego domu, w którym czeka na nią tylko pustka. W sumie mogłaby się wyprowadzić do swojej matki, ale tej nie chciała znać, ani nie miała najmniejszego zamiaru opuszczać swoich najbliższych przyjaciół. Otarła szybko łzy, idą przed siebie ze spuszczoną głową. Nawet nie zauważyła, że przed nią zmaterializował się jakiś wampir. Wpadła na niego, ale na szczęście pomógł jej złapać równowagę. Odsunęła się kawałek i spojrzała się prosto w brązowe oczy pierwotnego. Posłał mi delikatny uśmiech. 
- Witaj, Bonnie.
- Elijah... Coś się stało?  - zapytała się, nie wiedząc czy odpowiedź będzie taka, jaka powinna być.
- Słyszałem, co się dziś wydarzyło. Przepraszam cię za mojego brata, czasami nie wie, jak powinien się zachować - odpowiedział poważnym tonem, wyciągając w jej stronę ramię. Ujęła je i ruszyli razem w stronę jej domu.
- Nie musisz mnie za niego przepraszać. To on się tak zachował, a nie ty. To on powinien mnie szczerze przeprosić - mruknęła niewyraźnie, zastanawiając się, czy dobrze, że to powiedziała. Mogła tymi słowami urazić jedynego pierwotnego, którego w miarę lubiła, ale na pewno szanowała.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale... jest jeszcze jedna rzecz, o której nic nie wiesz - powiedział cicho i niepewnie, jakby nie wiedział, czy może ją uświadomić. Spojrzała się na niego z zaciekawieniem.
- Nie jestem pewien, czy to na pewno o ciebie chodzi, ale najprawdopodobniej twoja matka miała dług u Kola, a on zawsze żąda zwrotu przysług - westchnął cicho, a mulatce z wrażenia aż zakręciło się w głowie. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Potrząsnęła głową, aby wrócić do normalności. - Jednak pamiętaj, że jeśli okaże się, że to jest twoja matka, to... możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję ci, ale mam nadzieje, że nie skorzystam z tej oferty - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem i się od niego odsunęła. Byli tuż koło jej domu. Pokiwał głową z lekkim powątpiewaniem. - Do zobaczenia, Elijah.
- Do zobaczenia, Bonnie.

***

     Siedziała u siebie w domu i co chwilę przeczesywała włosy wolną ręką. W drugiej trzymała telefon, a na wyświetlaczu był numer jej matki. Już od dłuższego czasu zastanawiała się, czy do niej nie zadzwonić, ale się bała. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Dziewczynie groziło niebezpieczeństwo w postaci pierwotnego wampira i chciałaby jak najszybciej wyjaśnić całą sytuację. Chciałaby usłyszeć, jak matka śmieje się z jej głupoty i niedorzeczności całej tej rozmowy. Nacisnęła zieloną słuchawkę i włączyła głośnik. Słysząc równomierny sygnał, coraz bardziej się denerwowała. Co się stanie, jeśli to prawda?
- Halo? - usłyszała i z wrażenia prawie upuściła telefon.
- Mamo? Musimy porozmawiać - powiedziała chłodnym głosem, aby w żaden sposób nie pokazać, że za nią nawet w najmniejszym stopniu tęskni.
- Coś się stało?
- Chodzi o pewnego pierwotnego wampira, bodajże Kola Mikaelsona. Znasz go? - nie, nie może go znać. To nie może być prawda.
- Miałam nieszczęście go poznać - jej matka zwolniła i powoli wypowiadała każde słowo, jakby zastanawiając się, do czego jej córka zmierza.
- Czy zawarłaś z nim jakiś układ? Jesteś mu coś winna?
- Bonnie...
- Tak czy nie? - krzyknęła, bo nerwy już odmówiły dziewczynie posłuszeństwa. Chciała się dowiedzieć, czy ma się czego obawiać w najbliższym czasie.
- Bonnie, ja jestem mu winna ciebie na miesiąc. Uciekałam przed czarownicami, byłam w ciąży, a on jedyny  zaproponował mi pomoc, gdy dowiedział się, że jestem wiedźmą. One chciały zabić ciebie... - rzuciła telefon na kanapę, nie słuchając dalszych tłumaczeń matki. Schowała twarz w dłoniach i cicho zapłakała. Jej ciałem po chwili wstrząsnął silniejszy szloch rozpaczy. Była wściekła i załamana jednocześnie.
     W jej głowie błądziło jedno pytanie, gdy położyła się do łóżka. Co będzie musiała robić przez okrągły miesiąc. Podciągnęła kołdrę wyżej, zakrywając sobie zmarznięte ramiona. Dlaczego ona? Czemu jej matka coś takiego zrobiła? Nie mógł pomóc jej Elijah? Otarła grzbietem dłoni policzki mokre od łez. Zacisnęła usta w wąską linię i próbowała powstrzymać cichy szloch.

***

      Blondynka spojrzała się na swojego starszego brata z wielkim niedowierzaniem, po czym parsknęła śmiechem. Oparła się o kuchenny blat z szerokim uśmiechem i wzięła od Klausa szklankę z whiskey, a on rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Elijah, powiedz nam, że żartujesz. Mamy pomagać sowim byłym... wrogom? - zapytała się, powoli sącząc trunek i patrząc badawczo na swojego rozmówcę. Hybryda też nie mogła w to uwierzyć, ale może wtedy Caroline spojrzy na niego inaczej. Uśmiechnął się przebiegle w kierunku swojego brata. Ten tylko westchnął.
- Nie żartuję. Ona potrzebuje naszej pomocy mentalnej. Wiecie, co Kol może zrobić z jedną wiedźmą, gdy ta będzie na jego łasce lub niełasce. A po dzisiejszym spektaklu, który urządził w barze... Jeszcze bardziej się o nią obawiam - mruknął, krzyżując ręce na piersi. Spojrzał się zmartwionym wzrokiem po kolei na swoje rodzeństwo. Brakuje tu tylko Finna, bo Kol nie mógł usłyszeć ich rozmowy.
- W sumie, to może być zabawa. A Klaus będzie miał pretekst, aby zagadać do Blondie, a ja do Stefano, więc się zgadzamy - odpowiedziała Rebekah i podeszła do lodówki. Wyjęła butelkę z krwią i wstawiła ją do mikrofali. Dawno nie polowała, ale zbytnio jej to nie przeszkadzało, bo przynajmniej blondyn nie patrzył się na nią z obrzydzeniem.
- Dobrze, że się dogadaliśmy. Tylko muszę się dowiedzieć, czy to na pewno chodzi o nią...
- Pójdę do niej - powiedziała Bekah, dopijając resztkę krwi Wyrzuciła puste opakowanie i w wampirzym tempie się ulotniła z rezydencji. Klaus spojrzał się na starszego brata i wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, co chcesz osiągnąć sojuszem z nimi, ale nie mnie się w to mieszać - mruknęła hybryda i ruszyła do salonu. Jednak po drodze Elijah złapał młodszego za ramię.
- Zmieniłeś się. Kiedyś byś nawet nie pomyślał, że możesz pomóc wiedźmie, ale Caroline ma na ciebie doby wpływ - szatyn był z tego powodu bardzo zadowolony, jednak drugi prychnął z pobłażaniem.
- Ja się nie zmieniam... Nawet Caroline nie jest w stanie czegoś takiego osiągnąć...

***

- Bonnie Bennett, otwórz te cholerne drzwi! - wrzasnęła Rebekah, waląc w drewnianą taflę. Przestała, gdy usłyszała ciche kroki dochodzące z środka domu. Prychnęła wściekle i się dumnie wyprostowała. Spojrzała się na wiedźmę, która miała zdziwiony wyraz twarzy. Nie dziwiła jej się, bo od kiey pierwotni przychodzą do swoich wrogów? - Witam.
- Rebekah... Co ty tu robisz? - zapytała się cicho, odsuwając się od progu. Nie chciała się znajdować w zasięgu rąk blondynki, bo nie wiadomo, co strzeli je do głowy.
- Przychodzę w sprawie Kola. Elijah poprosił nas, abyśmy cię wspierali psychicznie. Ja, Elijah, Klaus i najprawdopodobniej Finn, ale o tym później. Wpuść mnie do środka, bo pewne osoby mogą nas podsłuchać, a jak zrobisz to swoje czary-mary, to będziemy nieosiągalne - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Mulatka rzuciła jej niepewne spojrzenie.
- Skąd mam wiedzieć, że nie będziesz chciała mnie zabić?
- Mam interes w tym, że będę ci pomagać, a zabicie cię nic mi nie da, a wręcz stracę - wiedźmę oświeciło.
- Chodzi o Stefano? 
- Tak - odpowiedziała z przekąsem Mikaleson, a mulatka puściła jej oczko. Pierwotna podniosła do góry jedną brew.
- Wejdź.. Jeśli mi pomożesz i pozbędziesz się Kola, to powiem o jakiś twoich dobrych cechach Stefanowi.
- Kola się nie da pozbyć. Jak już raz się na coś uprze, to później łatwo nie odpuści. Ale w razie potrzeby, mogę... dać ci swojej krwi, aby cię nie zabił. A ta trójka starszych ode mnie idiotów będzie próbowała wpłynąć na jego psychikę - odpowiedziała, siadając na fotelu. Spojrzała się an stolik, na którym leżały różne płyty z filmami i złapała jeden z nich. - O czym to jest?
- To? O ludziach, którzy zostali zamknięci w jednym pokoju i mają wybór. Albo się wzajemni pozabijają i jedna osoba wyjdzie z tego żywa albo gra zostanie skończona - odpowiedziała Bennett, patrząc się na okładkę "Piły". Nigdy nie lubiła tego filmu, chociaż miał coś takiego w sobie, że wracała do niego.
- Obejrzymy to? I tak muszę z tobą posiedzieć, aby mi uwierzyli, że tu w ogóle byłam. Klaus poleciał do twojej przyjaciółki, aby pochwalić się, jakim jest bohaterem - parsknęła śmiechem, słysząc słowa pierwotnej. Może nie są tacy źli, ale czas pokaże...

1 komentarz:

  1. Cudeńko. Czytałam twojego bloga podczas wakacji jest cudowny ♥ Bardzo spodobała mi się twoja miniaturka o Katherine i Elijah. Tylko szkoda że taka smutna ale piękna. Napisałabys coś o nich jeszcze? Życzę weny i zostaję tu na stałe ♡

    OdpowiedzUsuń