wtorek, 24 maja 2016

Smutny obowiązek

II Początek



     Usiadła na łóżku i spojrzała się nieprzytomnie przez okno. Tak bardzo nie miała ochoty wstawać i zacząć walkę z kolejnym dniem. Może dzisiaj przyjdzie odebrać dług jej matki? Może jutro? A może w ogóle tego nie zrobi? Przetarła twarz dłońmi i westchnęła cicho. Nic jak na razie nie jest w stanie jej zmusić, aby się zgodziła na ten chory układ. 
- To wina mojej mamy... Więc dlaczego ja mam się na to zgodzić? - zapytała się samej siebie, wyginając usta w delikatnym, pełnym satysfakcji uśmiechu. Wstała szybko i ruszyła w stronę korytarza, biorąc po drodze czyste ubrania. Po pierwsze: nie może dać się zastraszyć żadnemu wampirowi. Nie może nikomu dać przewagi psychicznej, bo wtedy będzie na przegranej pozycji. Musi z kimś o tym porozmawiać i się poradzić. Cała rodzina pierwotnych o tym wie, a Rebekah wspominała, że Klaus poszedł do Caroline. Więc może to blondynka będzie teraz najodpowiedniejszą osobą do takich rozmów. Została najprawdopodobniej wtajemniczona i nie będzie jej musiała wszystkiego tłumaczyć od początku. Tylko będzie trzeba opowiedzieć jej sytuacje z baru, a może Niklaus też już jej o tym powiedział? Wbrew wszelkim pozorom, mulatka by się na niego nie denerwowała, gdyby to zrobił. Przynajmniej nie musiałaby znowu do tego wracać. 
    Podeszła pod dom przyjaciółki, ale zawahała się, gdy miała zapukać. Czy jest w stanie rozmawiać o błędach swojej matki z inną osobą? Przełknęła ślinę i szybko zapukała, widząc znajome auto na horyzoncie. Zapamiętała je raz, gdy pewien pierwotny z niego wychodził, aby wejść do Grill'a. Mama Caroline otworzyła, a mulatka niewiele się zastanawiając wpadła do domu swojej przyjaciółki. Nie była jeszcze gotowa na konfrontację z tym ohydnym wampirem. 
- Przepraszam, że tak weszłam bez zapowiedzi - powiedziała lekko zakłopotana, ale Liz się tylko do niej uśmiechnęła przyjaźnie. Już za długo znała przyjaciółki swojej córki, aby wiedzieć, że bez ważnego powodu by tak żadna z nich nie wpadła. 
- Nie ma problemu - odpowiedziała jej blondynka i wskazała głową na schody. - Caroline jest u siebie i właśnie wyzywa rodzinę pierwotnych, po krótkiej wizycie Klausa. Cóż, nie chciałam go wpuścić, ale ja się z nim siłować nie będę. Aż tak dużo czasu nie spędzam na siłowni. Do zobaczenia, Bonnie. 
- Do widzenia - westchnęła cicho i spojrzała się przygnębiona na drzwi. Odsunęła się od nich i ruszyła powoli po schodach na górę. Weszła do pokoju swojej przyjaciółki, która miotała się wściekle po pokoju. Dopiero po chwili zauważyła mulatkę, która ją obserwowała z rozbawieniem. 
- A ty to nie mogłaś mi powiedzieć, w co twoja mama cię wpakowała? Powiedziała Klausowi, że nie chcę go widzieć póki tego wszystkiego nie odkręci! Wyśmiał mnie, rozumiesz? Stanął tam, gdzie ty teraz stoisz, powiedział, co się stało w barze, o czym też mi nie wspomniałaś, ale nieważne i później ja mu wygarnęłam, a on stał i się śmiał! Palant jeden, imbecyl, popieprzony krwiopijca! 
- Caroline, spokojnie... To chyba ja tutaj powinnam być wściekła na pierwotnych, a nie ty, prawda? - zaśmiała się Bonnie, patrząc na swoją blond przyjaciółkę. Nie spodziewała się takiej reakcji po niej, ale cóż... Zrobiło jej się miło. 
- Ale ja muszę się podenerwować za nas dwie! Bo ty, jak widać, nie masz zamiaru - prychnęła i usiadła na łóżku z morderczym wyrazem twarzy. - Chyba musimy się napić, bo na trzeźwo tego nie przeżyjemy. 
- Caroline, nie chcę, abyś sobie psuła relacje z Klausem przeze mnie - powiedziała zaczepnie mulatka, przez co blondynka klepnęła ją w ramię w ramach protestu. 
- Nieprawda... Nic już ich bardziej nie pogorszy - szepnęła i schowała twarz w dłonie. Cała złość jaka w niej była, jakby gwałtownie zmalała i ustąpiła zmęczeniu. Mulatka uśmiechnęła się delikatnie, gdy tylko to zobaczyła.
     Usiadła obok dziewczyny na łóżku i położyła jej głowę na ramieniu. Westchnęła cicho, myśląc o tym, co może ją spotkać w najbliższym czasie. Kto powiedział, że spotkania z pierwotnymi należą do łatwych? Chyba nikt by się na coś takiego nie odważył. Zawsze im towarzyszą silne emocje, na przykład strach lub nienawiść. Kiedyś myślała, że dużym problem jest nienauczenie się na klasówkę z matematyki, później że Damon i Stefan zabiją całe miasto, co się okazało bezpodstawne, przynajmniej w przypadku jednego z tych dwóch wampirów. A teraz? Za co los ja pokarał takimi długami po matce? Dlaczego ona ma je spłacać?
- Musisz z nim walczyć i nie pokazać mu, że się boisz - powiedziała cicho Caroline, chociaż wiedziała, czym może się skończyć takie zachowanie. Ale jeśli już ktoś miał umierać to przynajmniej z godnością.
- Wiem o tym i na pewno tego spróbuję - mruknęła w odpowiedzi. Nie było trzeba mówić nic więcej. Rozumiały się bez słów, w końcu, już za dużo razem przeżyły, aby nie rozróżniać emocji drugiej.

***

     Szła z wysoko podniesioną głową przez miasto, wiedząc że w każdej chwili może spotkać tego jednego, przeklętego wampira, który na siłę próbuje jej zniszczyć życie. Nie pozwoli mu na to, przynajmniej taki miała plan na najbliższą przyszłość. Weszła na werandę przed swoim domem i zaczęła szukać kluczy w torebce, co jak się chwilę potem okazało - było zbędne. Drzwi otworzyły się przed nią, a w progu stanął pierwotny. Patrzył się na nią uważnie i bez słowa wszedł w dalszą część domu. Zacisnęła usta w wąską linię i wiedziała, że ktoś tu będzie zaraz miał zrobioną awanturę i nie miała na myśli siebie.
- Co ty, do cholery, robisz w moim domu? - warknęła wściekle, wchodząc za nim do salonu. Rzucił jej obojętne spojrzenie i usiadł w fotelu, kładąc swoje nogi na ławie do kawy. Wziął z niej szklankę whiskey, którą musiał się poczęstować sam podczas jej nieobecności. Założyła ręce na piersi, patrząc się na niego wściekle. Miała przypuszczenia, dlaczego przyszedł, ale wolała o nich nie myśleć, aby jeszcze bardziej się nie denerwować.
- Na razie rozglądałem się, w jakich warunkach mieszkasz, ale to tylko z czystej ciekawości. Jednak nigdzie nie zauważyłem ropuch i czarnych kotów... Czy ty na pewno jesteś wiedźmą? - zapytał się całkiem poważnie, patrząc jej prosto w oczy i unosząc jedną  brwi. Zacisnęła zęby, aby tylko się trochę uspokoić. Wiedziała doskonale, że chce ją tylko zdenerwować i mu się to udawało.
- Uwierz mi na słowo, że nie chcesz tego sprawdzać na własnej skórze - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Stukała palcami o swoje ramię, co tylko pokazywało jej ledwo skrywane uczucia. - A teraz powiedz mi, czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz? Chyba nie przyszedłeś tutaj, aby mnie obrażać?
- Nie - odpowiedział krótko i się podniósł. Obszedł ją w kółko, nie spuszczając wzroku z jej ciała. Czuła się jak zwierzę na wystawie w ZOO. - Twoja matka zawarła ze mną układ.
- Słyszałam coś o tym i chyba nie myślisz, że się na to zgodzę? - parsknęła ironicznym śmiechem. Wiedziała, że jest na straconej pozycji, ale czy aby na pewno? Może uda jej się coś ugrać.
- Nie pytam się ciebie o zgodę. Jesteś do tego obowiązana magią, którą twoja ukochana matka cię obdarzyła, gdy byłaś jeszcze nic nieznaczącym bytem ludzkim - uśmiechnął się chytrze, oblizując dolną wargę. Magia... jak ona nie mogła pomyśleć o tym wcześniej? Jeśli matka naprawdę to zrobiła, to nie będzie miała nic do gadania, bo skaże się na ogromne cierpienia. - Zbladłaś, kochana. Pewnie wiesz, o czym mówię i zdajesz sobie sprawę, że nie masz szans wygrać. Czyż nie mam racji?
- Znajdę sposób, aby to odwrócić, ty cholerny... - zaczęła wściekle, ale on przyłożył palec wskazujący do jej ust. Sama nie wiedziała, dlaczego umilkła. Mogła dalej na niego warczeć i wyrzucić go z domu.
- Ci... Nie masz po co marnować sił na bezsensowne kłótnie. Będziesz mi jutro potrzebna, bo wyjeżdżam do Nowego Jorku i ty jedziesz ze mną. Twoja miesięczna służba zaczyna się dnia jutrzejszego o  dziewiątej rano... - nachylił się w jej stronę, odgarniając włosy na jedno ramię. Poczuła jego w miarę ciepły oddech na skórze swojej szyi i ucha. - Jeśli to cię pocieszy... Postaram się ciebie nie zabić, ale nigdy nie zapomnisz tej miesięcznej służby. Do zobaczenia.
     Odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy tylko usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. W tym momencie jeszcze bardziej znienawidziła swoją matkę. Jak mogła jej coś takiego zrobić? Jak mogła ją wydać na takie tortury psychiczne, które sprezentuje jej Kol Mikaelson? Nie miała serca, gdy mu to obiecywała. Mogła rozważyć wszystkie za i przeciw. Jednak tego nie zrobiła i tym samym sposobem straciła swoją jedyną córkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz